sobota, 1 marca 2014

Moje zwierzaki cd. - Mrusia i jej dzieci

Przed Perełką i Mikim o których pisałam wczoraj pojawiła się całkiem niespodziewanie kotka Mrusia. (Koniec lat 80-tych)
Któregoś razu jak szłyśmy rano z córcią do przedszkola, usłyszałyśmy bardzo rozpaczliwe miauczenie. Wysoko na pobliskim drzewie siedziała biało-czarna, bardzo brudna kotka i darła się w niebogłosy.
Trochę trwało zanim zeszła na tyle, żeby ją z tego drzewa ściągnąć. Córcia nie pozwoliła mi jej wypuścić ;)
Musiałam ją zabrać do domu , nakarmić i poczekać aż Ona wróci z przedszkola.
Zaniosłam kotkę do domu , odprowadziłam córcię do przedszkola i wróciłam zająć się kotem. Była tak brudna że postanowiłam ją wykapać. Jak już ją wykąpałam i nakarmiłam to okazało się że to cudna kicia ;)) Córcia jak ją zobaczyła , to nie pozwoliła jej nigdzie odnosić. Wiadomo ! ;))
Mrusia została z nami :-)








Całą jesień i zimę, aż do wiosny nie było problemu z utrzymaniem jej w domu. Ale wiosną jak poczuła zew krwi i dostała pierwszej rujki , to nie było sposobu żeby ją w domu utrzymać.
I tak po trzech miesiącach urodziły się dwa cudne kociaki : Malinka i Bonifacy.
Przez pierwsze dwa tygodnie kotka zajmowała się nimi jak należy , wychodziła w sumie tylko się załatwić i zaraz wracała z powrotem. Jednak po dwóch tygodniach zaczęła znikać na dłużej. Wyglądało to tak jakby kociaki mało ją interesowały. Jakby dostała drugiej rujki ...
Któregoś razu nie wróciła :( Czekaliśmy , szukaliśmy i nic...
Maluszki miauczały , były głodne a mamy nie było ((
Moja mama poszła szukać dalej i znalazła martwą obok krawężnika daleko od domu :(((


Zostały dwie rozdarte sierotki i trzeba było się nimi zająć. Nie było internetu i mleka dla kotów, o takich butelkach nie wspomnę .
Musiałam radzić sobie sama. Dobrze że miałam książki w których pisali jak sobie radzić w takich wypadkach. Wiedziałam że trzeba karmić co 2-3 godziny i masować brzuszki i jak dbać o wypróżnianie maluszków. Pudełko z maluszkami stało obok łóżka. Budzik nastawiałam co 2 -3 godziny. Karmiłam , masowałam , kładłam się spać. I tak w kółko ;)










Gotowałam niebieskie mleko dla niemowląt i na początku karmiłam pipetką , potem buteleczką dla lalek. Potem butelką i smoczkiem po Majce ;)
W miarę jak rosły dodawałam do mleka żółtko. Tak były rozpuszczone te moje kociaki że do 3 miesięcy nie chciały jeść same. Wchodziły mi po nogach jak gotowałam im to mleko i musiałam karmić z butli ;))
To Maja nauczyła ich jeść stałe jedzenie, wkładając im do pyszczka po kawałku aż załapały że tak też można jeść ;)
Z toaletą było lepiej :-)
Pierwsza sikać w wyznaczone miejsce (najpierw szmatkę , potem piasek) nauczyła się Malinka i nigdy nie miała żadnych wpadek. Za to Bonifacy to tam gdzie się zachciało tam sikał. Oporowo mu to szło ;)

Od początku postanowiłam zostawić sobie Malinkę, a Bonifacemu znaleźć domek. Jak tylko nauczył się jeść sam - czyli jak skończył 3 miesiące, to poszedł dwa bloki dalej do Majki koleżanki :-)
Był ogromnym kocurkiem i żył parę lat. Niestety jak większość kotów w tej okolicy zginął tragicznie :(

Malinka była przywiązana do mnie jak pisek. Niesamowicie wręcz związana ze mną. Nie musiała mieć smyczy (choć miała) żeby iść ze mną na działkę - na drugi koniec miasta. Wkładałam do koszyka takiego na zakupy, ona sobie siedziała i rozglądała dokoła i wcale nie chciała nigdzie uciekać. Na ogródku niby brykała ,ale cały czas spoglądała czy ja jestem w pobliżu. Jak tylko traciła mnie z pola widzenia to darła japę ;))
Cudowna , kochana , najwspanialsza Malinka pod słońcem :-D
Nie mam fotek jak była większa,a szkoda bo była niezwykle piękna.

Przyszło lato i nadszedł czas wyjazdu na wakacje. Nie było auta, jechałam sama z córcią autobusami cały dzień na wieś do babci. Bardzo było mi ciężko rozstać się z Mialinką ,ale nie było wyjścia. Mama obiecała że nie wypuści ,że zadba żeby nic się kici nie stało...

Nie wiem czy zginęła tragicznie , czy zaginęła i jednak żyła gdzieś tam ...
Moja rozpacz po jej stracie była bezgraniczna :((((

Teraz wiecie dlaczego nie lubię gdziekolwiek wyjeżdżać i zostawiać koty pod czyjąś opieką. Lęk że może wydarzyć się coś złego jest paraliżujący :/


Ps.
To wszystko miało miejsce ze 25 lat temu !

11 komentarzy:

  1. Może poszła Ciebie szukać....
    Ech wspołczuję, niektóre koty pamięta się jakby lepiej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak tu nie pamiętać kici którą się wyniańczyło ? :(

      Usuń
  2. Tak to okropne - współczuję.
    Niektóre zapadają bardziej w pamięć

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne kocie historie, szkoda, ze takie smutne...Agnieszka Marczuk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Agnieszko.
      Witaj na naszym blogu :-)

      Usuń
  4. 25 lat temu...., a Twój ból nadal jest taki żywy....

    Kociaki cudne były :D...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby o tym napisać musiałam cofnąć się w czasie i rzeczywiście bolało bardzo :((
      Dziękuję :-)

      Usuń
  5. Nie do wiary ile zwierzaków straciłaś,szkoda że tak marnie skończyły :(,oby tak się nigdy więcej nie stało, powodzenia.pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję Anais za dobre słowo. Zrobimy wszystko żeby takich tragedii już nie było.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  7. No i bez łez się nie obeszło.Ech,życie,życie......

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękujemy za każde(dobre;) słowo :)

Komentarze anonimowe i komentarze typu ładne fotki zapraszamy do nas - strona www... zostaną usunięte jako spam.
Wystarczy aktywny nick platformy na której jesteś zalogowana/y , lub podpis imienny.