Uwielbiałam się z nim bawić , nie zawsze delikatnie jak teraz myślę . Ale on był bardzo cierpliwy i łagodny :-) Jak na te czasy(lata 60-te) wszystkie koty były wychodzące, chodziły własnymi drogami , a do domu wracały najeść się i wyspać. I tak któregoś razu wrócił słaniając się na nogach , zwracał , schował się za piec i umarł :((
Zatruł się trutką na szczury :(
Kolejnych kotów było wiele, ciągle z bratem je przynosiliśmy.
Nieraz mama kazała odnieść skąd wzięliśmy ,ale tak długo ryczeliśmy że poddawała się i mówiła - No dobra ...
Niektóre znajdowaliśmy w pudełkach pod naszymi drzwiami ;) Były kotki , które się kociły , były kocury które traciły klejnoty w walce z innymi kotami ... Całe moje życie były u nas jakieś koty.
Niektóre na dłużej , inne tylko na chwilę ,dopóki nie znalazło się dla nich innego domu.
Były okresy że nie było żadnego zwierzaka ,ale to tylko na chwilkę. Kiedyś wracając ze szkoły "na skróty" przez czyjeś podwórka zauważyłam malutką rudą kuleczkę.
Byłam tak zauroczona tym maleństwem że wzięłam malucha pod pachę i poleciałam do domu ;))
Nigdy wcześniej nie widziałam rudego kota ! ;)
Zakochałam się w nim na zabój ;)) Był mój ! :-) Spaliśmy razem , jak podrósł odprowadzał mnie do szkoły i czekał na mnie jak wrócę :-) Czułam z nim ogromną więź.
Nie mam jego zdjęcia niestety ,ale był podobny do mojego Karmelka.
Był z nami najdłużej ze wszystkich kotów jakie wtedy mieliśmy i jak na tamte czasy to cud. Czasem znikał na wiele tygodni jak się koty marcowały ,ale zawsze wracał .
Chyba miał z 6 lat jak zginął tragicznie :((
Nawet po śmierci mnie odwiedzał. Czułam jak chodzi po mojej kołdrze i mruczy ...
----------------------
Kolejny mój pies pojawił się w naszym życiu dopiero jak moja córcia miała kilka lat. To była przemyślana decyzja. Postanowiliśmy wziąć pieska z Legnickiego schroniska. Miał być puchatą kulką , a wzięliśmy straszną chudzinkę podobną do mojej Perełki z dzieciństwa. Jej wzrok nie pozwolił nam na żadną inną decyzję.
Już w drodze do domu sunia miała straszne rozwolnienie :(
Od razu więc poszliśmy do weterynarza i zaczęliśmy leczenie. Okazało się że ma nosówkę i to już mocno zaawansowaną...:((
Pomimo choroby sunia była bardzo wesołym i wdzięcznym pieskiem. Uwielbiała zabawy i spacery :-)
Cieszyła się każdą chwilą swoje życia i każdą częścią swojego chorego ciałka ...
Perełka
Leczyliśmy ją kilka miesięcy z marnym skutkiem. W tym czasie biegunki były non stop, leki nie działały :(
Jak choroba zaatakowała układ nerwowy musieliśmy podjąć bardzo trudną decyzję :((
----------
Maja nie przestała marzyć o psie.
Tak długo nam wierciła dziurę w brzuchu że ulegliśmy.
Tym razem chcieliśmy mieć gwarancję że to będzie zdrowy piesek. Córcia zrobiła wywiad na podwórku i okazało się że niedaleko nas są szczeniaki. Pewna jamniczka ku rozpaczy właścicielki skundliła się i teraz właśnie szukają im domków.
No to poszedł tam A. z córcią i przynieśli rudą kluseczkę ;))
Miki był zawsze głodny ;) Chodził z miską w zębach po całym domu ;))
Z Majką za pan brat ;))
Minki robił niesłychane ;)
Był mądrym pieskiem. Chodził przy nodze, siedział pod sklepem i czekał na Pańcię aż zrobi zakupy. Przez ulicę chodził tylko na zielonym świetle ! ;))
Kiedyś w pracy powiedziałam koleżankom że marzy mi się rudy kotek. Pamiętacie dlaczego?
Jedna z nich oznajmiła że właśnie wie kto ma takie kotki i że może mi przywieźć !
I przywiozła mi wymarzonego rudaska :-))
To był pierwszy kot w którym zakochał się mój A. Wcześniej nie lubił kotów, bo od dziecka miał wpajane że koty są be.
Miki też szybko zaprzyjaźnił się z Rudym :-) Jak wychodziliśmy z nimi na dwór to Miki pilnował żeby Rudy nie podchodził do ulicy. Podbiegał do niego i przytrzymywał łapą aż ktoś z nas podejdzie i nie wskaże kotkowi gdzie ma się bawić :-)
Mieszkaliśmy wtedy jeszcze u moich rodziców...
Nawet zrobiłam taką zaporę na klamkę żeby można było okno uchylić ,ale nie otwierać całkiem.
Ale oczywiście to było za trudne do zrozumienia. Moja mama zapomniała się i okno otworzyła jak byliśmy z A. w pracy.
Kot zaginął. Jak A. szukał go po powrocie z pracy , to mu dzieci z innej podwórka powiedziały, że auto dostawcze przejechało rudego kotka na chodniku - koło sklepu :(( Dzieci kotka zapakowały do pudełka i zrobiły pogrzeb :(
Mówiły że ten kierowca na pewno kotka widział , bo chodnik jasny ,a kotek jak marchewka i wyglądało na to że chciał go przejechać ! :(((
Postanowiliśmy mieć kiedyś kota , ale już u siebie w domu ...
---------------------------
Miki nigdy nie czuł się dobrze w nowym mieszkaniu. Co dzień uciekał nam do mamy. Grasujący po naszym podwórku czarny wielki kundel polował na Mikiego i kilkakrotnie go pogryzł :(
Nawet jak wychodził z nami na smyczy i widział jakiegoś czarnego psa , to skamlał i panikował . Jak nam uciekł po raz chyba setny, mama powiedziała że przecież pies może zostać u niej. I tak się stało.
W tym czasie miałam już kolejną pracę. Pracowałam po kilkanaście godzin dziennie - świątki, piątki i niedzielę. Nie miałam kompletnie siły, czasu , ani głowy dla zwierząt. Tak że propozycja mamy była mi na rękę.
Mama akurat straciła męża (ja Ojca) i mówiła że taki przyjaciel jej się przyda. Była z nim bardzo zżyta przez wiele lat.
------------
Jak znalazłam wreszcie normalną pracę /8 godzin, wolne weekendy/ pojawiła się moja koleżanka sprzed kilku lat. Ta która przywiozła mi Rudego ;)
I spytała czy nie wzięłabym białej kotki ? Bo tam gdzie ona mieszka przypałętała się kotka i okociła jej się w garażu .
Są dwa maluszki. Jednego sobie zostawi , jednego chciałaby dać mi . No to się zgodziłam ;) To była mała kremowa kuleczka z niebieskimi oczkami ;)) Daliśmy jej na imię Figa.
A potem się okazało że to nie dziewczynka , tylko chłopak ;)))
Ale imię przylgnęło i zostało :-)
To nie był duży kot. Raczej drobny i o połowę mniejszy niż te co teraz mamy.
Ważył ze 3 kilo.
Kochaliśmy go bardzo !
Tu ma szeleczki ,bo chodziliśmy z nim na spacery do pobliskiego parku. Wzbudzaliśmy niezłą sensację ;) On wcale nie przejmował się szelkami . Był nauczony od maleńkości wychodzenia i zachowywał się jak piesek, a brykał w trawie jak króliczek ;))
Figa był z nami półtora roku. O wiele za krótko :((
O tym jak ją straciliśmy napisałam TUTAJ
-----------------------
Kolejnym naszym kotem był Filip . Był z nami 16 lat !
Ps.
Mam jeszcze jedną kocią historię ,ale to w kolejnym odcinku .
----------
Jak się domyślacie do siebie też mam sporo pretensji i wiele bym zmieniła gdybym mogła cofnąć czas.
Jednak cieszę się że teraz czasy są inne i coraz więcej ludzi ma świadomość że może zrobić wiele, żeby naszym zwierzakom żyło się lepiej, dłużej i zdrowiej.
Można zabezpieczyć okna i balkony przed wypadnięciem kota. Można zapobiegać niepotrzebnemu rozmnażaniu ...
Coraz więcej mówi się o sterylizacji, kastracji , czy siatkach na oknach i balkonie.
Kiedyś to było nie do pomyślenia !
To ogromny postęp , choć jeszcze wiele musi się zmienić...